Recenzja filmu

Nowy początek (2016)
Denis Villeneuve
Amy Adams
Jeremy Renner

Wspólny język

Ekranizacja głośnego opowiadania Teda Chianga to kameralny dreszczowiec science fiction z ambicjami. Rzadki przykład hollywoodzkiej produkcji, w której czary z komputera mają służyć fabule, a nie
Ekranizacja głośnego opowiadania Teda Chianga to kameralny dreszczowiec science fiction z ambicjami. Rzadki przykład hollywoodzkiej produkcji, w której czary z komputera mają służyć fabule, a nie na odwrót. Zapomnijcie więc o obróconych w zgliszcza metropoliach i Białym Domu spopielonym laserem. Większość akcji rozgrywa się w kilku pomieszczeniach, a główna bohaterka co krok obcuje ze zjawiskami pozazmysłowymi. Taki film mógłby nakręcić Krzysztof Kieślowski z czasów "Podwójnego życia Weroniki", gdyby tylko polubił Fabrykę Snów.  

Louise Banks (tradycyjnie dobra Amy Adams), ceniona specjalistka w dziedzinie lingwistyki, zamierza właśnie rozpocząć wykład dla garstki znudzonych studentów. Nagle w auli rozlega się wycie syreny alarmowej. To nie są ćwiczenia przeciwpożarowe. W dwunastu miejscach na całym globie zaparkowały statki kosmiczne. Skąd pochodzą? W jakim celu tu przyleciały? Tego postara dowiedzieć się Louise, gdy o pomoc poprosi ją amerykańska armia. Bohaterka nie ma wiele czasu. Opinia publiczna – w myśl zasady "najpierw strzelaj, potem pytaj" – domaga się pozbycia nieproszonych gości, zaś zagraniczne rządy – zwłaszcza ten za Wielkim Murem – zamierza przychylić się do jej  żądań. Świat pogrąża się w obłędzie (o czym dowiadujemy się z telewizyjnych migawek), a Louise do spółki z fizykiem Ianem (Jeremy Renner) i pułkownikiem Weberem (Forest Whitaker) próbuje znaleźć wspólny język z lewitującymi ośmiornicami. 

Sceny, w których bohaterka z wnętrza helikoptera po raz pierwszy ogląda na żywo statek obcych, a potem dostaje się na jego pokład, to przykład kina z najwyższej półki. Reżyser Denis Villeneuve kolejny raz potwierdza, że jest niezrównany, gdy trzeba złapać widza za gardło i wypełnić ekran atmosferą dławiącej grozy. Ma też dobrą rękę do kobiecych bohaterek. Dotknięta rodzinną tragedią Louise to kolejna – po Kate Macer z "Sicario" – silna babka zmuszona odnaleźć się w świecie, w którym prawa ustanawiają sami mężczyźni. Pani doktor nie jest jednak bezwolną obserwatorką – nie boi się podejmować ryzyka i kwestionować błędnych decyzji przełożonych. Szybko zresztą okazuje się, że potencjalnym zagrożeniem dla ludzkości są nie tylko obcy, ale i… ludzkość. Skonfliktowana, brutalna, niepotrafiąca zewrzeć szeregów w obliczu kryzysu. Jesteśmy światem bez lidera – powiada w jednej ze scen Louise i trudno nie przyznać jej racji.

Lubię Villeneuve'a. Uważam go za jednego z najzdolniejszych współczesnych reżyserów i  idealnego kandydata do zrobienia drugiego "Łowcy androidów". Jednocześnie nie potrafię do końca pokochać jego twórczości. Uważam bowiem, że Kanadyjczyk regularnie sięga po scenariusze, w których spod atrapy Wielkiej, Głębokiej Historii wyziera pustka. Villeneuve potrafi ją wybornie maskować przy pomocy wyrafinowanej formy (w czym również przypomina późnego Kieślowskiego). Fakt pozostaje jednak faktem: te filmy więcej sugerują, niż w rzeczywistości dają. W "Nowym początku" – jak na rasowe SF przystało – nie brakuje intrygujących pomysłów i aspiracji, by poprzez fantastyczną historię powiedzieć coś istotnego o współczesnym świecie. Pomysły (jak chociażby sposób na komunikowanie się z obcymi) zazwyczaj nie zostają jednak wystarczająco rozwinięte, zaś centralna metafora zostaje wyłożona hollywoodzką metodą "łopatą do głowy". 

A to nie wszystko. Pozostaje jeszcze kluczowy dla filmu wątek względności czasu, o którym trudno napisać cokolwiek bez strzelania spoilerami. Ujmę to tak: albo się go akceptuje, albo nie. Jeśli uwierzycie Chiangowi i Villeneuve'owi, w trakcie napisów końcowych najprawdopodobniej będziecie potrzebowali kartonu chusteczek. Jeśli nie, zapewne uznacie film za ckliwą wydmuszkę. W moim przypadku przejmujący finał "Nowego początku" zagrał jednak na odpowiednich strunach. Kolejne seanse pokażą, czy dałem się nabić w butelkę.
1 10
Moja ocena:
7
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Nowy początek
Moje oczekiwania względem kolejnego filmu genialnego reżysera Denisa Villeneuve’a, twórcy szokującego i... czytaj więcej
Recenzja Nowy początek
Czemu tu przybyliście? Czego od nas chcecie? Tego ma się dowiedzieć główna bohaterka widowiska Denisa... czytaj więcej
Recenzja Nowy początek
Kosmiczny epos Denisa Villeneuve’a, reżysera "Sicario" oraz "Labiryntu", już trafił do grona... czytaj więcej